Droga wycięta z papieru

Droga wycięta z papieru…

 

 

To, co dziś wycinam jest efektem długiego procesu trwającego od czasów, kiedy byłam w liceum. Wcześniej ani zajęcia szkolne, ani dom rodzinny, ani region, w którym przyszło mi żyć nie spowodowały dalszego ciągu. A przecież składanie papieru i wycinanie to czynność prosta i niewymagająca specjalnych umiejętności i narzędzie ale zawsze z niespodziewanym efektem. Symetria i wynikający często z niej rytm jest obecny wszędzie i dostrzegalny gołym okiem, wykorzystywany przez artystów często i od dawna.

 

Początki mojego wycinania to zabawa, w której zawarty był potężny element nieznanego, gdyż nigdy do końca nie było wiadomo, co wyjdzie. Potem zaczęłam się rozglądać dookoła siebie i wszędzie objawiły mi się wycinanki, a przynajmniej w elementach natury i w tym, co stworzył człowiek.

 

Te pierwsze wycinanki robione z kartek wyrywanych z zeszytu były abstrakcyjne. Kiedy na jakiś czas porzuciłam symetrię i podjęłam próby tworzenia obrazów, moje spojrzenie bardzo się zmieniło, gdyż najważniejsze okazało się światło.

 

Momentem przykrym były odkrycia dotyczące regionu , w którym dorastałam i żyłam. Okazało się bowiem , że Pomorze Zachodnie nie ma ciągłości tradycji sztuki ludowej. Nieliczni pasjonaci, którzy szukali jej śladów, by ją reaktywować, ponieśli porażkę. Jedyne , co udało się odnaleźć to haft pyrzycki, który charakteryzował się specyficznym kolorem i wzornictwem. Z zazdrością więc oglądałam dostępne albumy ze sztuką ludową innych regionów. Zachwycały kolorem i kompozycją ale dla mnie kończyło się to tylko na oglądaniu obrazów.

 

Duże wrażenie wywarła na mnie wielokrotnie obejrzana wystawa wycinanki chińskiej, sprowadzona do Szczecina. Stwierdziłam, że moje prace bliższe są tym niż którymkolwiek polskim.

 

Jeszcze dwa lata temu nie miałam pojęcia jakie prace w tej technice wykonuje się na świecie i jaką mają rangę. Dzięki Internetowi przeżyłam szok i zachwyt, że jest tego aż tyle i jest takie piękne. Naoglądałam się aż do zmęczenia i porzuciłam to zajmujące zajęcie, bo zbyt dużo traciłam cennego czasu. Najważniejsze dla mnie pozostaje bowiem układanie linii, kształtów i wpuszczanie mniej lub więcej światła w otwory wycięte w czarnym lub białym papierze.

Moje wycinanki bardzo zbliżyły się do linorytu i drzeworytu. Dziś obie drogi się przecinają, bo wykonuję też wklęsłodruki i linoryty, i nie wiem, co będzie później ważniejsze -wycinanka czy grafika.

 

W moim wycinaniu były etapy z długimi przerwami, w których wykonywałam tkaniny artystyczne, aplikacje, malowałam pastelami, farbami olejnymi i rysowałam. Moje rysunki najbardziej przypominały wycinanki. Po wyczerpaniu pomysłów i tematów wracałam do wycinania, a moje motto od początku widoczne w pracach to iść za linią.

 

Irena Kos – Fiedorowicz

Comments are closed.